Mawiano, że Bytom leży na Śląsku, bo gdyby stał, toby się przewrócił. Wszyscy w tym cholernym mieście mają pecha, Baron. Inaczej mieszkaliby gdzie indziej.
Przeżarte korupcją i bezprawiem lata dziewięćdziesiąte. Na fali są ewolucyjni zwycięzcy niesieni falą wielkiej przemiany Pewex'ów w kantory i ubecji w mafię. Szambo wybiło jak po deszczu. A po drugiej stronie znajduje się ktoś, komu taka sytuacja jest na rękę, kto oczekuje dalszej eskalacji.
Krew spłynęła na ziemię, teraz paruje, czerwone bąble pękają jak ropnie. Dawno zwietrzałe trupy zaczynają znowu śmierdzieć, spróchniałe zęby kiełkują w ziemi jak jednonocne kwiaty.
Pradawne zło wyczuwa swój czas. To nie jest ani sadystyczny morderca, ani bandyta uwolniony od ciężaru sumienia. To istota, która pojawia się przed niedoszłym wisielcem, kiedy ten w ostatniej chwili chce zmienić decyzję. I kopie w rozchybotany stołek.
Oto opowieść o rzeczach, które można zobaczyć tylko mglistą nocą. O których strach opowiedzieć nawet najbliższym. Paweł Ciećwierz chwyta za paletę zgniłych farb, by nakreślić upiorny portret początków Rzeczpospolitej numer 3. Tu herosi noszą peleryny uwalane trupim jadem, bo w piekle najlepiej radzą sobie ci, którzy lubią tam być. Witajcie w lunaparku zła! Stephen King czytałby „Sezon Wiedźmy” z zachwytem.
– Nie chcę nic o tym wiedzieć – odpowiedział były milicjant. Taki napis powinni mu wyryć na nagrobku.